Jest przy mnie. Na kuchennym parapecie, gdy gotuję. Na brzegu wanny chłepcząc wodę, bo z miseczki to nie-e. I na progu apartamentu Marusi, do którego nie ma wstępu, po tym jak się poróżniły. I w sypialni, gdy zasypiam jest. Ale przed wszystkim jest w pokoju dziennym, gdzie na kanapie od ponad miesiąca klikam w klawisze. O, w pokoju dziennym to ona jest przede wszystkim i… wszędzie.
Z mojej prawej.
I z lewej, gdy przełożyłam kalendarz i zapiśnik.
Jeszcze bardziej i więcej z lewej.
I za mną jest.
I przede mną też.
Czasem przycupnie ma mojej poduszce, żeby pokazać, że chciałaby być bliżej niż na tej, którą położyłam jej na drugiej kanapie.
Niby śpi, a jedna czuwa. Cudowne stworzonko. Moja pomocniczka.