
Kolory jesieni 22: wrzosowy, liliowy, lawendowy, jasny fiolet.
Czytaj dalej Jesień 22Wczoraj wieczorem usłyszałam, żeby zrobić coś przyjemnego: lody, spacer albo coś innego. A że lodów to jeszcze długo nie, to poszłam na spacer po XIX-wiecznej części mojego Gdańska Wrzeszcza – perełce urbanistyczno-architektonicznej.
Czytaj dalej Coś przyjemnegoTo nie jest tak, że oni umarli a my żyjemy.
To oni żyją a my umieramy.
ks. Piotr Pawlukiewicz (1960-2020)
Gdy go zobaczyłam na horyzoncie, od razu zagrało mi: jesteś sterem, białym żołnierzem, na na naaaa na, więc walcz!
Więc walczę.
Wracam do bloga!
Bo gdy dziś spacerowałam do paczkomatu zobaczyłam sople na parapecie.
– Byłoby piękne zdjęcie na bloga. Szkoda, że słońca nie ma – pomyślałam.
I gdy ta myśl jeszcze trwała – słońce zaświeciło. Zrobiłam zdjęcie, drugie, trzecie i… słońce zaszło. I było za chmurami podczas całego spaceru.
Gdy rano wsiadłam do autka, w RMF Classic zagrało Nie czekaj z wdzięcznością na coś wielkiego. Bądź wdzięcznym, a wszystko stanie się wielkie. Nie wiem czy to na pewno dobrze, żeby wszystko stało się wielkie, ale tak, jestem wdzięczna.
Gdy wysiadłam zagrało Always look on the bright side of life… w spokojnej, ciepłej aranżacji Hansa Zimmera z filmu Lepiej być nie może.
Na parkingu auto w pięknej zieleni, a tuż obok, w witrynie sklepowej margaretki w niemal identycznym jej odcieniu. Takie rzeczy tylko przy/w Biedronce.
I jeszcze te zielone pieczątki na zerówkach. I awokado na kolację.
I jeszcze… ważne, by choć raz w miesiącu mieć dyktando u nadziei. Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować i powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa: jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy, jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia, plany.
Pierwszy dzień astronomicznej jesieni 2020 w kolorze… wiosny!
A kiedy wydaje ci się, że już dzienny limit na serduszka się wyczerpał, opuszczasz głowę…
A kiedy wydaje ci się, że już dzienny limit na serduszka się wyczerpał, podnosisz głowę…
dwie białe róże na tle okna,
które
jest jak księżyc w pełni sprzed kilku dni
dwa białe pszeniczne 0,0%
piosenki dwie, pierwsza na dwa głosy,
która
od kilku dni bardzo we mnie siedzi i bardzo mi z nią dobrze
druga anielska
dwoje oczu tej małej
dwuskrzydłowe drzwi w dwóch odsłonach,
których
jasna odsłona trwała tylko chwilę
i niebieskie światełka dwa przy tych drzwiach
i marzenia dwa ośmiogrudniowe
Od 2005 trzeci poniedziałek roku został nazwany najgorszym (depresyjnym) dniem roku. Jest nawet wzór na stan zdrowia psychicznego (pozbawiony sensu z powodu niezgodności jednostek oraz niemierzalności niektórych składowych):
W – pogoda (ang. weather),
D – dług, debet (ang. debt),
d – miesięczne wynagrodzenie,
T – czas od Bożego Narodzenia (ang. time),
Q – niedotrzymanie postanowień noworocznych,
M – niski poziom motywacji (ang. motivational),
Na – poczucie konieczności podjęcia działań (ang. a need to take action).
źródło: wiki
Patrząc już tylko na dzisiejszą wiosenną pogodę i błękitne gdańskie niebo:
IS G(O)OD.
Na Gołębiej we Wrzeszczu. W drodze po Tektonikę uczuć Erica-Emmanuela Schmitta. Też z sercem na okładce.
Punkt widokowy w parku Jaśkowej Doliny, otwarty 23 czerwca 2018. To jedenasty punkt widokowy w ramach projektu „Spojrzenie na Gdańsk”. Widok na Wrzeszcz, Zaspę, Brzeźno i wody Zatoki Gdańskiej.
Niebieska niedziela. Niebieska wstążeczka, włóczka, poręcz i okładka książki.
Wieczorem w Gdańsku Głównym. Sacrum i profanum. A moim głównym postanowieniem na styczeń jest zaniesienie smartfona do naprawy. Bo te zdjęcia wyglądają jakby były papierem ściernym wygładzane.
Dziś było ciepło, dżdżysto i wiał lekki wiatr. Pierwsza niedziela, jak Pan Bóg przykazał, a w powietrzu unosił się zapach morza oraz… smażonej ryby i pieczonych gofrów.
Dziś znalazłam w necie informację, że biało-żółte kwiatki z 26 maja 2016 ujrzą światło dzienne za tydzień. Muszę poczekać na papierowe wydanie książki.
Małe miasta siedzą we mnie od 10 lat od jesieni 2007 roku, może dlatego, że sama pochodzę z małego miasteczka na Podlasiu, miasta królewskiego* – obecnie niewiele ponad dziesięciotysięcznego, położonego nad rzeką Supraśl, założonego na uroczysku**.
Reszta dzisiejszego wpisu… potem. Bo teraz, chociaż ciemno i wieje wiatr, wychodzę na spacer, kupić coś do jedzenia i żółtą książkę. Zdążę spokojnie, bo dwie galerie położone tuż obok siebie są otwarte do 21.00.
W Gdańsku, po pięciu dniach nieobecności i po pięćdziesięciu minutach opóźnienia pociągu.