Kiedy po powrocie do domu spojrzałam na przywiezione z Podlasia resztki z Mechanicznego Tellurium, które z pietyzmem składały małe paluszki – zobaczyłam kolory tegorocznych Świąt Bożego Narodzenia.
Kilka lat te akwarele czekały na zawieszenie, ale za to pięć osób z trzech pokoleń brały w nim udział.
Makiełki. A za firanką intensywne wypatrywanie pierwszej gwiazdki.
Słowa o Słowie, który stało się Ciałem nadając godność naszym. „Żebyś schudła” – usłyszałam życzenia przy dzieleniu się opłatkiem.
Jeżyk malusieńki. I puste krzesło dla nieoczekiwanego gościa. A raczej wyczekiwanego…
Wszystko było przepyszne. I trzydniowy zakwas buraczany, i kompot z suszu słodzony tylko laskami cynamonu cejlońskiego, i pieczone pierożki z kapustą i czosnkiem, i ryby wszelakie, i… opłatek.
Mali kolędnicy. I Mechaniczne Tellurium in progress.
Maślane pierniczko-babeczki.
Stroik wykonany przez siostrę cioteczną, w innych częściach Polski zwaną kuzynką.
Jak ten ogień pięknie pachnie! I zapalniczka w kolorze nadziei.
Dużo graliśmy. Głównie w Dixit i Wsiąść do pociągu.
A w Gdańsku, 22 grudnia o godz. 7.17 tuż przed wejściem na peron, kolory nieba i gwiazd.