Jak w Dniu Świstaka.
Poniedziałek 30.01.2017:
06.30 – pobudka
07.30 – śniadanie
08.30 – odjazd autobusu z Pejo Fonti do Dimaro
09.10 – przyjazd do Dimaro
09.35 – odjazd pociągu z Dimaro do Cles
10.07 – przyjazd do Cles
16.05 – odjazd pociągu z Cles do Dimaro
16.43 – przyjazd do Dimaro
17.00 – odjazd autobusu z Dimaro do Pejo Fonti
17.45 – przyjazd do Pejo Fonti
18.30 – kolacja.
Wtorek 31.01.2017:
07.00 – pobudka
08.00 – śniadanie
08.40 – odjazd autobusu z Pejo Fonti do Marilleva
09.13 – przyjazd do Marilleva
09.25 – odjazd pociągu z Marilleva do Cles
10.07 – przyjazd do Cles
16.05 – odjazd pociągu z Cles do Marilleva
16.45 – przyjazd do Marilleva
17.10 – odjazd autobusu z Marilleva do Pejo Fonti
17.42 – przyjazd do Pejo Fonti
18.30 – kolacja.
Środa 1.02.2017 jak wtorek, co do minuty.
Czwartek 02.02.2017:
07.00 – pobudka
08.00 – śniadanie
08.40 – odjazd autobusu z Pejo Fonti do Marilleva
09.13 – przyjazd do Marilleva
09.25 – odjazd pociągu z Marilleva do Cles
10.07 – przyjazd do Cles
11.30 – odjazd taksówki ze szpitala w Cles do Pejo Fonti.
Codziennie ci sami ludzie. Kierowca pustawego autobusu. Starsza pani w wiśniowej puchówce na peronie. Trzy chichoczące długowłose nastolatki w pociągu. Energiczna przemiła pielęgniarka w śnieżnobiałych spodniach, bladobłękitnym kitlu i croxach w identycznym odcieniu, z kobaltową plastikową sprężynką spinającą jej gęste lśniące włosy w kolorze mocnej kawy, którą piła przed chwilą, bo jej woń czuć było gdy na pytanie: „No pain after surgery, no pain at all, how it possible?” odpowiedziała z rozbrajającym uśmiechem: „You had enough pain before”. Mama Enriqo, żona Fabricio czuwające od ósmej do dwudziestej przy szpitalnych łóżkach swoich mężczyzn, którym też nie poszczęściło się na stoku.
Codziennie te same krajobrazy i miejsca. Peron, tunel. Szpital, kościół.
Biblioteka. Tylko zachwyt codziennie inny, bo narastający. Nad ujmującą serdecznością społecznych zachowań Włochów i ich sposobem przeżywania teraźniejszości z taką autentyczną nienachalną spokojną radością. I nad zdziwieniem z zaraźliwego wpływu tego inspirującego zachwytu na naszą chęć bycia lepszymi dla innych. I dla siebie.